W dniach 11-13 września 2015 roku w Olsztynie, w Centrum Techniki i Rozwoju Regionu „Muzeum Nowoczesności” (w dawnym Tartaku Raphelssonów) odbyła się „Wystawa małych modelarskich makiet”. Frekwencja zdecydowanie dopisała, a o zainteresowaniu świadczy fakt, że już w piątek z rana nie była dostępna żadna wejściówka na którykolwiek z dni. Mimo tego organizatorzy stanęli na wysokości zadania i wpuścili więcej osób niż zakładano (przewidywano 60 osób na godzinę). Pomimo zdecydowanie większej liczby oglądających wszystko przebiegało sprawnie, nie było tłoku, a wystawę odwiedziło prawie dwukrotnie więcej osób niż planowano.
Na dwóch poziomach muzeum zaprezentowano dziesięć makiet. Makiety wstawili modelarze z Niemiec: dr Franz Rittig, Wolfgang Stößer, Alexander Pesch, dr Michael Giersberg, Gerhard Peter, BerholdMeinel, Klub MEC01 oraz polscy modelarze – członkowie grupy PMM HO: Janusz Labuda oraz Leszek Lewiński i Sebastian Marszał.
Miniaturowe makiety kolejowe wystawione przez zagranicznych gości oraz te z Polski wzbudziły bardzo duże zainteresowanie i podziw wśród odwiedzających. Dla większości osób był to pierwszy bezpośredni kontakt z tego typu modelarstwem, zdecydowanie różniącym się od znanych im z dzieciństwa„kolejek”.
Każda makieta była oglądana co najmniej dwa razy. Pierwszy raz – spojrzenie na całość i podziw nad zmieszczeniem stacji z zabudową i krajobrazem na tak małej powierzchni. Do tego poruszające się lokomotywy z wagonami sprawiały wrażenie rzeczywistego oglądania stacji z okna pobliskiego budynku.
Drugie – to odkrywanie szczegółów. Kiedy z bliska zaczęło się oglądać poszczególne elementy: tabor i tory, budynki, pojazdy, ludzi i zwierzęta, przyrodę i wiele innych, to dodatkowy podziw budziła precyzja ich wykonania, rozmieszczenie sytuacyjne oraz przede wszystkim duża wierność „realnego świata”. Praktycznie nic nie wyglądało jak nowe. Wszystkie elementy realistycznie „postarzono”. Odpadający tynk z budynków, zacieki na ścianach, nierówne gruntowe drogi, zabrudzenia i zaoliwienia lokomotyw i wagonów to tylko niektóre przykłady miniaturowego realizmu. Oglądając dalej „zastygłych w bezruchu” pasażerów, przechodniów, pracowników czy mieszkańców pobliskich domów miało się wrażenie, że za chwilę ruszą i cała makieta po prostu „ożyje”. Dodatkową ciekawość wzbudzała np. kolejka ludzi („za czym” stoją?), pobliski warsztat (co się naprawia?), dokąd jedzie samochód czy latające ptaki. Niektórzy dostrzegali nawet maleńkie pszczoły przy miniaturowych ulach. Niemałą rolę w wystawianych makietach odgrywało też światło. Zewnętrzne oświetlenie sprawiało wrażenie słonecznego dnia, a po jego wyłączeniu – dosłownie na makiecie zapadał zmrok. Zapalały się wtedy miniaturowe latarnie oraz włączały światła wewnątrz budynków. Można było dodatkowo obserwować wnętrza pokoi, ich wyposażenie oraz znajdujących się wewnątrz ludzi.
Kolejnym aspektem sprzyjającym zainteresowaniu makietami były historie na nich uwidocznione. Odwzorowywały one konkretny okres lub nawet rok. Wielu odwiedzających, szczególnie starszych, dostrzegało tam obrazy swojego dzieciństwa czy młodości. Takie miniaturowe stacje z okoliczną zabudową to swoista sentymentalna podróż do nieodległej przeszłości, w której kolej była nieodzownym elementem podróży, pracy lub po prostu krajobrazu.
Dodatkowym atutem makiet polskich wystawców (szczególnie Leszka Lewińskiego i Sebastiana Marszała) było wierne odwzorowanie sposobu prowadzenia ruchu pociągów – zgodnie z przepisami kolejowymi. Przejazd lokomotywy z wagonami to zorganizowana czynność związana z zamówieniem drogi, ułożeniem rozjazdów, podaniem semaforów, zapaleniem świateł w lokomotywie, podaniem sygnału baczność i jazdą pociągu z charakterystycznym świtem i stukotem. Obowiązkowo pociąg zatrzymywał się na przystanku oraz podawał sygnały dźwiękowe przed przejazdami. Podobnie było z manewrami na stacji Lewin Leski. I tylko szkoda, że z parowozu nie ulatniały się kłęby dymu – tak charakterystyczne dla parowozów. Niestety, przy tej skali uzyskanie realistycznego dymu i pary jest jeszcze niemożliwe. Ale kto wie, może w niedługim czasie miniaturyzacja i na to pozwoli.
Na koniec zostawiłem opis nieco innej atrakcji – makiety nie związanej z koleją – która także wzbudziła nie mniejsze zainteresowanie. To makieta wnętrza tartaku (a przypomnę, że wystawa odbywała się w dawnym Tartaku Raphelssonów), gdzie wykonane w skali 1:10 traki przecinały drewniane okrągłe bale na deski. Znajdująca się tam piła tarczowa bez problemu przycinała deski na mniejsze elementy. Tutaj też szczególny podziw budziła precyzja i wierność odwzorowania maszyn i urządzeń a przede wszystkim fakt, że Berhold Meinel (twórca makiety) wszystko to wykonał własnoręcznie!
Podsumowując, myślę że wystawa ciesząca się tak dużą frekwencją była swoistym „strzałem w dziesiątkę” w kulturalnym życiu miasta i tylko pozostaje mieć nadzieję, że nie była to jedyna wystawa modelarstwa kolejowego i niebawem makiety ponownie zawitają do Olsztyna.
Poniżej kilkadziesiąt wykonanych przeze mnie zdjęć makiet z opisywanej wystawy.