Kaszubską koleją nad morze, czyli Noc Muzeów 2014 w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku
Jesienią 2013 roku Przemysław Węgrzyn, pracownik Działu Edukacji Narodowego Muzeum Morskiego (NMM)w Gdańsku (wówczas jeszcze Centralnego Muzeum Morskiego) zaproponował Leszkowi pokaz makiety modułowej w czasie Nocy Muzeów 2014. Nastąpiła obustronna wymiana wstępnych pomysłów i rozpoczęła się wielomiesięczna współpraca. W efekcie ustalono, że w prezentacji udział wezmą dwie organizacje modelarskie: Polska Makieta Modułowa H0 i Sopocki Klub Modelarzy Kolejowych.
Ze strony PMM H0 udział wzięli: Małgosia i Leszek, Janusz i Grzegorz, Sebastian, Bernard oraz Bożena i Jacek. Równie liczna, a nawet liczniejsza, była ekipa SKMK pod wodzą Pawła. W dzień Nocy Muzeów, czyli 17 maja 2014 roku, Przemek oczekiwał nas po godzinie 13.00 w siedzibie głównej NMM na wyspie Ołowiance, po przeciwnej stronie Motławy w stosunku do sławnego Gdańskiego Żurawia. Pierwsi stawili się Janusz i Grzegorz z Pucka (tym razem – niestety – bez Eli). Małgosia i Leszek, jadąc z Gdyni z makietą, zajechali na dworzec po Sebastiana, który szczęśliwie (choć bez Moniki) dotarł z Olsztyna. Ja z Jackiem też stawiliśmy się w pełnej gotowości. Przemek wprowadził nas do sali konferencyjnej NMM i rozpoczęło się sprawne montowanie makiety. Nie ukrywam, że z radością przyjęłam uznanie koleżeństwa dla architektury wnętrza muzeum – na co dzień mojego miejsca pracy. W czasie prac przy makiecie raźno wmaszerowali koledzy z SKMK i błyskawicznie rozstawili swoje moduły. Zaczęły się próbne jazdy, likwidowanie wszelkich usterek i niedogodności. Przyszedł pan Juliusz, świetny elektryk NMM, który sterował światłem i multimediami podczas wszystkich prezentacji makiety. Te parę godzin do rozpoczęcia nocnych jazd o godzinie 19.00 upłynęły nam błyskawicznie. Zdążyliśmy jeszcze wyskoczyć na mały posiłek do pobliskiej restauracyjki przy gdańskiej marinie.
No i potem alert!
Logistyka Nocy Muzeów jest dość skomplikowana. Przez muzeum przewijają się setki, a nawet tysiące osób w krótkim czasie i wielokierunkowo. Straż muzealna jest rozstawiona po całym obiekcie i przerzucana w miejsca największego oblężenia, a wolontariusze pomagają pracownikom muzeum w dyskretnych próbach zapanowania nad ciekawymi wszystkiego gośćmi. Przemek zalecił mi kontrolę osób wychodzących z sali z makietą kolejową.
Przed godziną 19.00, w ciszy oczekiwaliśmy pierwszej, trzydziestoosobowej grupy zwiedzających. Drzwi na salę zamknięte, wokół ciemność rozświetlana tylko przez światła stacji Lewin Leski i Pawłowo. Przez drzwi słyszymy gromki głos Leszka – narratora imprezy. To oznacza, że Przemek przyprowadził grupę gości, którym Leszek objaśnia, po co przybyli i czego mogą się spodziewać. Drzwi się otwierają i… speszony nieco ciemnością tłumek wchodzi do sali. Zapatrzony i wsłuchany w opowieść Leszka przesuwa się w ślad za ruszającymi pociągami. Leszek przybliża zgromadzonym zasady ruchu na kolei, bo przecież na naszej makiecie są i dyżurni ruchu stacji kolejowych, i maszyniści, a wszystko odbywa się, jak na prawdziwej kolei! Następnie, wolno, sala się rozświetla, co imituje wstający dzień. Teraz oglądający z zachwytem odnajdują wszystkie detale szlaku kolejowego gdzieś na Kaszubach, bo prezentacja ma nazwę „Kaszubską koleją nad morze”. Pytań mnóstwo, zainteresowanie ogromne. I tu mała niespodzianka, kontrola biletów! Wchodzący na salę musieli wcześniej pobrać prawdziwy, kartonikowy bilet kolejowy z minionej epoki, przygotowany przez Przemka po konsultacji z Leszkiem. Konduktorem w pełnym rynsztunku zawodowym z latarką i klasycznymi kleszczami był Sebastian! Zachodzący pracownicy naszego muzeum też podzielili wielkie zainteresowanie, co było dla mnie szczególnie satysfakcjonujące. Nawet nasz dyrektor ds. administracyjno-technicznych znalazł chwilę, żeby porozmawiać z Pawłem. Przy którymś pokazie pojawił się przesympatyczny, trochę stremowany chłopiec z certyfikatem małego kolejarza dowodzącym jego umiejętnościom zawodu maszynisty i poprosił Leszka o zgodę na krótką przejażdżkę pociągiem. Zgodę otrzymał i pojechał. Chyba zapamięta tę przygodę na długie lata!
Zaplanowanych pokazów było sześć, ale dodaliśmy i siódmy, bo jak odmówić ludziom, którzy przybyli do Muzeum licząc na kolejowe atrakcje. Praktycznie stało się tak, że siódma grupa pomieszała się z wcześniejszą, która wcale nie miała zamiaru opuścić sali.
Po siódmym pokazie, „grubo” po północy, wyraźnie odczuliśmy opadanie emocji. Sił nam nie zabrakło, a zadbała o to administracja muzeum, racząc nas do woli jedzeniem i napojami. Byliśmy bardzo zadowoleni. To była prawdziwa służba innym. Chyba zrobiliśmy coś dobrego i było nam… po prostu miło.