Pierwsze zaproszenie na międzynarodową wystawę makiet kolejowych On traXS! otrzymałem w 2012 roku, podczas targów Intermodellbau w Dortmund. Trudno w to uwierzyć, ale przez 10 lat nie było mi dane, aby się tam pojawić. Od tamtej pory zmienił się organizator, innym razem prezentowano makiety przedstawiające działania wojskowe aż po zwyczajny brak możliwości wzięcia wolnego w czasie wydarzenia czy przerwę spowodowaną pandemią. Non stop pod górkę.
Na szczęście w 2022 roku udało się osiągnąć cel i pokazać makietę stacji Zielona w Muzeum Kolei Holenderskich w Utrechcie. Do pomocy w obsłudze makiety byli ze mną Małgosia i Leszek. Pierwotnie mieliśmy jechać we czwórkę, ale Dominikowi skomplikował się terminarz i ostatecznie nie miał możliwości wyjechać z nami. Korzystając z jego multivana w czwartek jeszcze przed świtem pomknęliśmy na zachód w okrojonym, trzyosobowym składzie, zastanawiając się po drodze czy damy radę jednocześnie obsłużyć makietę, pooglądać zasoby muzeum, spotkać się ze znajomymi, zobaczyć inne makiety czy zarejestrować choć trochę materiału video do relacji.
Zmieniając się za kierownicą co około 300 kilometrów sprawnie pozostawiliśmy za sobą 1140 kilometrów drogi i zameldowaliśmy się w biurze organizatora przed siedemnastą.
Od tej pory w komunikacji wraz z Gosią byliśmy zdani wyłącznie na Leszka, który coraz bieglej posługuje się językiem angielskim, ale to przecież dzięki takim imprezom są możliwości ćwiczenia. Mamy więc tutaj swój wkład Z rozładowaniem makiety poszło jeszcze sprawniej, a to za sprawą dostępu do wózków transportowych, dzięki którym żaden z wystawców nie czekał bezczynnie.
Wyznaczone przez organizatora miejsce było już przygotowane, ale z uwagi na specyfikę podłoża, ustawienie i wypoziomowanie makiety zajęło nam cały wieczór. W tym czasie dużo sprawniej poradzili sobie z montażem sąsiadujący z nami koledzy z grupy De Bimmlbahner oraz Franz Rittig. No, ale też ich makiety są dużo mniejsze, co jest bezsprzecznym atrybutem makiet od początku zbudowanych jako prezentacyjne.
Zielona to wielki, mierzący razem z segmentami technicznymi 10 metrowy kloc. Nagrodą za trud montażu był niezwykły widok boczniaka tuż za makietą. Przyznacie, że jest nieco zjawiskowo?
Z małą przerwą na solidną kolację podaną przez organizatora, udało się uruchomić Zieloną około godziny 20. Resztę wieczoru spędziliśmy w hotelu Mitland w Utrechcie, o który – jak przystało na prawdziwą wystawę makiet – zadbał organizator. W piątek rano pod hotelem czekał na nas autobus, który zabrał wszystkich wystawców makiet do muzeum.
Dało nam to spory komfort i wspominam o tym celowo, aby zasygnalizować pewne standardy i potrzeby innym organizatorom. Dla stawiających na ekologię holendrów to w sumie logiczne. Przemieszczaliśmy się jednym pojazdem. Gdyby każdy wystawca jeździł swoim, byłoby ich pod muzeum 26… Zajętość parkingu nie pozostaje bez znaczenia.
Wróćmy wreszcie do modelarstwa. Piątek był dniem koneserów. Przez cały dzień muzeum odwiedzali głównie panowie, którzy nie kryli fascynacji makietą. Nie tylko moją. Dało się odczuć, że każdy z nich był świadomy modelarstwa kolejowego i tego, po co tutaj przyszedł. Spędzali przed makietami bardzo dużo czasu. Wielu do nas wracało i zadawało konkretne pytania. Jak to przy mojej makiecie bywa, nie zabrakło pytań czy to…Zielona Góra.
Obserwujący nasze poczynania panowie równie dużo uwagi poświęcali taborowi, zwłaszcza użyczonym mi przez Dominika parowozie Tkt48 oraz wagonie motorowym SN-61. Tutaj nieoceniona była pomoc Leszka i Franza w tłumaczeniu odpowiednio na angielski i niemiecki. „Daliśmy” radę
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w ciągu dnia wystawcy otrzymywali lunch, a po zamknięciu muzeum spotykaliśmy się na kolacji w miejscowym barze.
O nic nie trzeba było się martwić i co najważniejsze – odpadło jedzenie pseudochińskich zupek zalewanych wrzątkiem. Razem z nami pod jednym dachem muzeum mieli swoje stoiska bracia Radke z MBR Model oraz Tomasz Stangel, zatem było z kim porozmawiać o modelarstwie w rodzimym języku.
obota była deszczowa. Przez myśl przeszło nam, że będzie to miało wpływ na frekwencję. Nic z tego. Muzeum wypełniło się gośćmi od samego rana. Cały czas dzieliliśmy się zadaniami. Gosia dbała o nasze żołądki, starając się, aby obok pulpitu zawsze stała kawa czy herbata.
Była również bardzo pomocna w doglądaniu ekspozycji, ale najważniejsze jest to, że większość scen nagranych kamerą powstało tylko dzięki niej właśnie. To odpowiedzialna rola, gdy przyzwyczai się widzów do dobrych (podobno) materiałów. Ja i Leszek zajmowaliśmy się prowadzeniem ruchu na makiecie, na przemian prezentując składy towarowe i pasażerskie. Gdy którykolwiek z nas chciał iść się przewietrzyć czyt. zobaczyć eksponaty muzeum lub inne makiety, drugi „zamulał”, czyli skupiał wzrok widzów na skomplikowanych manewrach wagonami towarowymi. Gdy prowadziło się je parowozem z dekoderem dźwięku, frekwencja była gwarantowana. No, to idę oglądać muzeum!
W związku z tym, że sobota była dnem wolnym od pracy w muzeum pojawiło się sporo rodzin. Momentami było naprawdę tłumnie i byliśmy niemal zobowiązani do prowadzenia ciągłego ruchu. Po kolacji wybraliśmy się zobaczyć centrum Utrechtu. Niestety, tego typu wystawy nigdy nie pozwalają w pełni nacieszyć oczu widokiem pięknych okolic i skorzystać z walorów turystycznych regionu, ponieważ zwiedzamy je późno i niemal w biegu.
Wspomniałem, że w sobotę było tłumnie. Frekwencja w niedzielę pokazała jak bardzo się myliłem. Tłumy, tłumy, tłumy. Całe rodziny, często z dziećmi. Nie wszyscy potrafili wykorzystać przygotowany przez organizatora kącik, a właściwie salę dla dzieci, więc nosili je na rękach kilka godzin, pokazując – jak to nazywają często rodzice – ciuf-ciuf…
Moja makieta zwróciła uwagę wielu innych wystawców, ale i tak wszyscy mieli jednego faworyta, ale o tym będzie w materiale wideo.
M. in. dlatego nie opowiadam tu o innych makietach. Modele trzeba oglądać.
Mimo tak licznej widowni cieszyliśmy się z pobytu w tym wyjątkowym miejscu, ale popołudniu byliśmy już trochę zmęczeni i wraz z sąsiadami coraz częściej zerkaliśmy na zegarek, aby wreszcie usłyszeć z radiowęzła komunikat o zamknięciu muzeum.
Spakowaliśmy się bardzo szybko, aczkolwiek zanim ja ogarnąłem się z demontażem tła i elektryki, po makietach chłopaków z De Bimmlbahner i Franza nie było śladu. Ech, te mini makiety…
W międzyczasie podstawiono autobus, który zawiózł kierowców pod hotel, aby Ci wrócili do muzeum samochodami, celem zapakowania ich makietami. Koniec końców spakowaliśmy wszystko do samochodu i w poniedziałkowy poranek ruszyliśmy w kierunku Polski równie sprawnie pokonując niemały dystans.
Podsumowując w dwóch słowach – było fajnie. Zdecydowanie warto tam pojechać, nawet jako widz. Klimat miejsca oraz zupełnie inne podejście do muzealnictwa są warte pokonania takiej ilości kilometrów. Gosi i Leszkowi należą się wielkie podziękowania za okazaną pomoc. Samemu przy takiej makiecie jest się bezradnym jak noworodek.
Kończąc ten przydługi tekst, myślami jestem tam ponownie. Kolejna edycja już niebawem. Międzynarodowa wystawa makiet kolejowych On traXS! po przerwie spowodowanej pandemią wraca do stałego terminu i odbędzie się w dniach 17-19.03.2023 r.
Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie nasza grupa zaprezentuje tam dwie makiety: Karnin Gorzowski oraz Nad dachami Kwidzyna.