Sądzę, że każdy modelarz kolejowy powinien umieć odpowiedzieć na tak postawione pytanie. To jasne: epoki modelarskie zostały ustalone po to, aby łatwiej można było się zorientować na jakie lata stylizowany jest dany model. W przypadku modeli taboru kolejowego sprawa jest niemal oczywista. Pendolino nigdy nie zostanie sklasyfikowane jako I epoka, a konstrukcja parowozu jako VI. Także malowanie, oznakowanie, wyposażenie w detale pozwala na przypisanie lokomotywy lub wagonu do odpowiedniej epoki. Oczywistym jest, że nikt do lokomotywy serii SM42 nie wstawi lamp naftowych z czasów początków kolejnictwa, a na parowozie z okresu przedwojennego (którego ostatni egzemplarz zakończył swój żywot jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej) nie umieści socjalistycznego godła i propagandowego napisu. Trudno również wyobrazić sobie, że współczesny wagon towarowy PKP (na przykład do przewozu kontenerów) będzie miał wymalowanego orzełka, a pod nim sześciocyfrowy numer. Wśród „taborowców” są osoby, które od razu sprawdzą, czy umieszczona na modelu data rewizji jest zgodna ze sposobem malowania i oznakowania danego pojazdu szynowego, wytkną każdy, nawet najmniejszy błąd dotyczący na przykład kroju czcionki w opisach umieszczonych na ramie wagonu – dodajmy, napisów, których wysokość liter i cyfr nie przekracza 0,6 mm.
Jednak często te same osoby nie są w stanie dostrzec o wiele większych niezgodności występujących w wyglądzie makiet. Przecież budynki, budowle i inne elementy infrastruktury (nie koniecznie kolejowej, ale także „przykolejowej”) powstawały w określonej epoce i w miarę upływu czasu ulegały przeobrażeniom. To, przede wszystkim, powinno się zauważać budując miniaturowy świat! Chyba najlepiej posłużyć się przykładem. Otóż na pewnej makiecie można zobaczyć wypadek drogowy. Samochód potrącił rowerzystę. I tu już pierwszy „zgrzyt”: rower jest zupełnie współczesny, zaś samochód to Warszawa 232. Niby możliwe, bo przecież takie Warszawy jeżdżą również dzisiaj, choć bardzo rzadko, po ulicach naszych miast, ale wówczas powinien on posiadać tablice rejestracyjne samochodu zabytkowego lub współczesne, a nie dwie litery i cztery cyfry. To jeszcze nie koniec. Przy rannym rowerzyście jest ekipa medyczna. Przybyła ona samochodem-sanitarką marki… Nysa. Zatem to jednak są lata minione, bo służby ratownicze już wielu lat używają znacznie nowocześniejszych pojazdów. Jednocześnie stwierdzamy, że z tej Nyski wyciągnięto zupełnie nowoczesne nosze, a właściwie podnoszony wózek do transportu poszkodowanego. Sanitariusze opatrujący poszkodowanego mają na sobie pomarańczowo-czerwone ubrania. Takie samo ma lekarz, który stojąc przy sanitarce rozmawia przez… telefon komórkowy. Zatem, którą epokę modelarską przedstawia przedmiotowa scenka? Trzecią, czwartą, a może szóstą? Skoro jest tam sanitarna Nysa, to sanitariusze i lekarz powinni mieć na sobie białe fartuchy. Ten ostatni mógłby rozmawiać z miejsca wypadku co najwyżej przez radiotelefon z samochodu a nie przez komórkę. Nosze byłyby wykonane najprawdopodobniej z brezentu i dwóch drążków. Albo inaczej – jeżeli taka ekipa miałaby zostać, to zamiast Nysy postawiłbym tam Mercedesa Sprintera, czy inny tego typu współczesny samochód, a Warszawie zawiesiłbym żółte tablice rejestracyjne. Nieistotne szczegóły – ktoś powie. Może i nieistotne, ale wówczas należy zapytać – czy w taborze kolejowym przejeżdżającym obok owej scenki rodzajowej – także? Jeżeli odpowiedź będzie twierdząca, to od razu wiadomo, że nie rozmawiamy o żadnym modelarstwie tylko o dziecinnej zabawce – czyli o „kolejce”.
Żeby makieta kolejowa była modelem kolei to powinna ona odzwierciedlać określony okres – epokę modelarską. Oczywiście kursujący po niej tabor kolejowy powinien odpowiadać owej epoce prezentowanej na makiecie. Jest to szczególnie ważne, gdy pracę taką wystawia się na widok publiczny. Jeżeli ma to być wystawa makiet kolejowych, to oglądający powinni zobaczyć obraz spójny wewnętrznie – również czasowo. Powtórzę po raz n-ty – mówimy o wystawie modelarskiej, a nie o pokazie elektrycznej kolejki. Zawsze śmieszyło mnie i do dzisiaj śmieszy mijanie się na stacjach lub na wielotorowym szlaku modelowych pociągów, z których każdy pochodzi „z innej bajki”, czyli z innej epoki modelarskiej. Zapewne zaraz ktoś powie, że pociąg prowadzony przez parowóz może mijać się ze współczesnym pociągiem kontenerowym, bo ten pierwszy to pociąg retro. Zapytam, więc: czy aby na pewno pociągi retro wyglądają dokładnie tak samo jak wówczas, gdy były normalnymi pojazdami „kursowymi”?
Oczywiście, jest element, który na makiecie pozostaje niezmienny i niezależny od epoki, którą ona odzwierciedla. Jest to… Matka Natura. Drzewa, krzewy, trawy cały czas wyglądają tak samo. Ale uprawy rolne – już niekoniecznie. Przecież nieco inaczej wygląda pole, po którym w ramach zabiegów agrarnych jeździły współczesne maszyny rolnicze od tego, które było uprawiane ręcznie lub przy użyciu narzędzi poruszanych siłą pociągową zwierząt. Nieco inaczej niż obecnie wyglądały niegdyś sady owocowe. Dawniej nie było szpalerów niskopiennych drzew i krzewów rosnących na metalowo-betonowej „osnowie”. Niby szczegóły, ale jakże ważne i „rzucające się w oczy” bacznego obserwatora.
W tym miejscu powtórzę porównanie, którego użyłem w jednym z wcześniejszych felietonów. Gdyby przy pasku rycerza Zakonu Krzyżackiego uczestniczącego w dorocznej inscenizacji Bitwy pod Grunwaldem znalazł się karabin maszynowy typu „pepesza” to… zaraz, zaraz. Przecież z takim uzbrojeniem nikt nie wpuściłby tego „zakonnika” na pole bitwy. W końcu któż ci on? Żywy „model” rycerza z wieku XV czy sowiecki żołnierz atakujący Berlin? No, chyba, że to widowisko cyrkowe, gdzie dozwolone jest niemal wszystko. Ale pamiętać należy, że tam nie raz na twarzy klauna ląduje… TORT.