Polska praca kolejny raz znalazła się w czołówce najlepszych makiet prezentowanych podczas holenderskiej wystawy OnTraXS! Tak oceniam premierową prezentację Sebastiana Marszała, który w Utrechcie – odwiedzjącym tamtejsze muzeum kolejnictwa – pokazał stację Rusinowo Wąskotorowe. To nieistniejący już układ, po którym ostał się jedynie budynek mieszkalny za pierwszym rozjazdem stacji. Sebastianowi, członkowi grupy PMMH0, autorowi makiety w skali 1:87, udało się tchnąć w Rusinowo nowe, modelarskie życie. Choć praca prezentuje szare czasy późnych lat 60. Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, to autorowi udało się przywołać tylko najlepsze wspomnienia tamtego okresu historii naszego kraju: piękne parowozy, nostalgię peronowych pożegnań i zapach sierpniowej trawy.
W Muzeum Kolei Holenderskich w Utrechcie, które – na marginesie – mogłoby być wzorem dla wielu polskich instytucji kulturalnych, makiety można było oglądać po raz jedenasty. Tym razem, od piątku do niedzieli (15-17.03) w holu hali głównej placówki ustawiono prawie 30 prac w różnych skalach i stylach. Łączyło je jedno: każda prezentowała wybrany rodzaj kolei. Mogliśmy zatem zobaczyć m.in. pociąg przecinający egipską plantację trzciny cukrowej, nadmorską kolejkę okalającą latarnię, prowizoryczne wózki pomagające w odbudowie zniszczonego po II Wojnie Światowej Hamburga oraz wąskotorówkę jadącą równolegle do holenderskiego kanału. Makiety opowiadały więc różne historie, były zbudowane w różnych skalach i – niestety – prezentowały też skrajnie różne poziomy modelarskie, co z posiadanej mi wiedzy, w Utrechcie – jak dotąd – się nie zdarzało.
– To najlepsza wystawa modelarska w Europie – zapewniał mnie, na chwilę przed rozpoczęciem imprezy, jeden z jej organizatorów Jan-Jaap Bekkers z Muzeum Kolei Holenderskich w Utrechcie. – Wystawa odbywa się w anturażu najpiękniejszych, prawdziwych pociągów – dodał. I wszystkie pociągi były niezaprzeczalnie piękne. Tego samego nie można jednak powiedzieć o większości makiet zaprezentowanych w tym roku na OnTraxs.
Przyczyn takiego stanu rzeczy podobno można szukać w sposobie organizacji tej imprezy. Otóż dotychczas zajmowała się tym „Team Mitropa” – doświadczona, holenderska ekipa modelarska. W tym roku po raz pierwszy została jednak odsunięta od zapraszania gości na własną rękę. „Mitropowców” poproszono jedynie o stworzenie warsztatu modelarza. Organizacji OnTraXS w całości podjęli się natomiast zarządcy placówki, czyli bezpośrednio pracownicy Muzeum Kolei Holenderskich. Podejrzewam, że ci nie nastawili się z kolei na rzetelny „skauting” makiet. W Utrechcie, ku mojemu zdziwieniu, można było bowiem zobaczyć sporo kolejek, które z wysokim poziomem modelarskim miały niewiele wspólnego. Jednak nie rollercoasterom w walizkach i umęczonym pejzażom chciałbym poświęcić najwięcej miejsca. W końcu dobrych makiet w Holandii też zobaczyliśmy kilka.
Pozwolę sobie na wytypowanie czołowej trójki. Choć modelarzem bynajmniej nie jestem, to od wielu lat obserwuję dokonania najlepszych autorów. Wierzę, że to doświadczenie uprawnia mnie choć w niewielkim stopniu do oceny makiet i wybrania „TOP3”. W końcu nie każdy krytyk literatury jest pisarzem.
„De Graafstroom” – tak nazywa się makieta, której głównym twórcą jest Holender Vincent de Bode. – Zbudowałem kawałek pejzażu z południa mojego kraju – powiedział do mojego mikrofonu. – Widzimy tu kolej, ale również skanalizowaną rzekę, przystosowaną do żeglugi. A przyczyną do zbudowania tego wszystkiego był młyn, który pamiętam z młodości – podkreślał Vincent.
Praca Holendrów urzeka od pierwszego spojrzenia. Tu wszystko do siebie pasuje i wszystko jest takie „miejscowe”. Po kanale płynie ożaglowana barka, za nią – na niewielkim przystanku – krzyżują się dwa pociągi wąskotorowe, prowadzone przez urocze, zielone parowozy tramwajowe. Na pierwszym planie widać natomiast klimatyczne zabudowania Niderlandów: ceglane domki i kamienice. W pośrodku tego wszystkiego rozsiadły się zaś wspomniany bezśmigłowy wiatrak i stary dąb.
Na podium mojego zestawienia na pewno znajdzie się też „The Corn Mill” w wersji, zdaje się, XXXL. Autorami tej pracy są Henk Wust i Jan van Mourik. – Nasza makieta pokazuje Anglię z lat pięćdziesiątych, no może wczesnych sześćdziesiątych, w każdym razie jeszcze sprzed ery Beatlesów, bo wszystkie ludziki mają krótkie włosy – żartował Henk. – Pokazaliśmy klimat wioski położonej kilka mil od brzegu morza. Na końcu makiety znajduje się właśnie port rybacki. Kolej odchodzi od niego w stronę zabudowań – dodał Henk Wust.
Poziom szczegółowości zabudowań portowych „The Corn Mill” i charakter rybackich kutrów są na tyle mocne, że autorom makiety można wybaczyć nawet to, że pociąg jeździł po niej fatalnie. Praca została ciepło oświetlona i ciepło odebrana. Spędziłem przy niej co najmniej kilkadziesiąt minut.
Jedną z trzech najlepszych makiet prezentowanych w tym roku w Utrechcie w mojej ocenie było również Rusinowo Wąskotorowe autorstwa Sebastiana Marszała – prywatnie mojego przyjaciela. Nie umieszczam go jednak w tym zestawieniu po to, by w jakikolwiek sposób mu kadzić. Sam chyba zresztą wie, że częściej usłyszy się ode mnie słowa krytyki niż pochwały. Jednak w tym miejscu będzie miód i… wazelina.
Sebastian zbudował bowiem po prostu piękną makietę. – Rusinowo to stacja na nieistniejącej już kolejce kwidzynskiej z Marezy do Rusinowa Wąskotorowego – tłumaczył mi w Utrechcie. – To stacja czołowa z czterema torami i pięcioma rozjazdami. Są na niej dwa budynki: stacyjny, zbudowany zgodnie z planami oraz mieszkalny, który zachował się do czasów dzisiejszych – mówił Sebastian. – Zbudowałem też parowozownię i toalety wraz z magazynem – dodał. Po Rusinowie jeździł warczący „Rumun” (czyli spalinowy Lxd2) oraz sapiące parowozy z wagonami towarowymi i pasażerskimi. – To typowe składy z 1968 roku – dodał Sebastian.
W mojej ocenie Rusinowo, które zbudował, wygrało oszczędnością. Niby na makiecie nie dzieje się dużo, a jednak to właśnie to powoduje, że można spędzić przy niej długie godziny. Stacja pozwala widzowi cieszyć się jej każdym elementem. Najpierw spokojnie obserwujemy „szopę”, w której odpoczywa parowóz. Później przyjrzymy się dworcowi i jego wnętrzu. Następnie skierujemy wzrok na czerwoną lokomotywę, która właśnie obiega skład. Za chwilę przeniesiemy się na wyładownię i sporych rozmiarów gospodarstwo z ogrodem i hodowcą gołębi. Makieta nie krzyczy do nas: „HALO, NIE PRZEPAP TEGO!”. Raczej szepcze „zapraszam” i wodzi za nos od lewa do prawa i odwrotnie. Brawo, Sebastianie.
Kolejność makiet wybranych do „topki” jest przypadkowa. Śmiało postawiłbym między nimi znaki równości. Oczywiście, w Muzeum Kolei Holenderskich w Utrechcie było jeszcze kilka makiet zasługujących na uwagę. Mam tu na myśli prace Eskadry Świętego Michała, modelarzy z Luksemburga, Niemiec, a także innych z Francji. Te chciałbym pokazać jednak w obszerniejszej relacji – tym razem wideo, która będzie przygotowana wkrótce.
Z wycieczki do Holandii przywiozłem zatem nie tylko tulipany. Po powrocie z plecaka wypakowałem też sporą ilość przekonania, że Polacy mają się czym w świecie pochwalić. Ciekawe, czy gdyby poziom wystawy był wyższy, analogicznie do lat minionych, Rusinowo postawiłbym równie wysoko? Wydaje mi się, że tak.