Wyprawę do Holandii rozpoczęliśmy już w piątek, mając do pokonania ponad 1000 km. W sobotę, zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy z hotelu do Muzeum Kolejnictwa w Utrechcie. Pomimo tego, że bramy muzeum otwierane są o godzinie 10 warto być tam wcześniej. Wówczas jest szansa na miejsce parkingowe tuż przy wejściu i dobre miejsce w ogonku do kasy. Bilety – drogie (16 euro od osoby). Później krótki przemarsz wzdłuż starego dworca i jesteśmy na wielkiej hali przykrywającej tereny dawnej stacji kolejowej. Tutaj, co roku w marcu, odbywa się wystawa o nazwie OntraXS!
Organizatorzy zapraszają do udziału makiety, które wybierają podczas wizyt na innych wystawach i targach. Jak twierdzą, daje to gwarancję zachowania najwyższego poziomu prezentowanych w Utrechcie prac. Standardem jest prezentacja około 30 makiet – mniejszych i większych, a czasami zupełnie malutkich.
W tym roku temat przewodni to: kolej i wojna. Niestety, organizatorom nie do końca udało się zachować tematyczność zaprezentowanych makiet.
Dwadzieścia dziewięć makiet do oglądnięcia w ciągu 7 godzin pobytu. Jeżeli jest się tylko oglądającym, to jest to czas wystarczający, aby napatrzeć się na każdą z nich, a do tego zwiedzić – jakże interesujące – wystawy muzealne. Jeżeli chce się udokumentować każdą prezentowaną makietę na filmie, to czasu jest naprawdę niewiele.
Pierwsze wrażenie po wejściu: tłum zwiedzających. Jak co roku. Drugie – wszystko po staremu. Makiety prezentowane są w bezpośrednim sąsiedztwie prawdziwego taboru. Część z nich wystawiona została w dodatkowej sali. Rzut oka na folder – i już wiadomo – wśród wystawców są najlepsi: Frank Tinius, Ronald Halma, Wolfgang Strößer, Michael Kirsch, Christopher Payne, Bernard Junk… Ich prace można oglądnąć na naszych wcześniejszych filmach. Krótkie powitanie ze znajomymi, szybki obchód sal, aby zobaczyć gdzie co stoi. Na czas pobytu na wystawie „przygarnia” nas Tomek Stangel, który po raz pierwszy uczestniczy w tej imprezie jako wystawca-producent. Składamy na jego stoisku nasze rzeczy i ruszamy do oglądania i filmowania.
Właściwie należałoby napisać co nieco o każdej makiecie, ale to pewnie stałoby się długim i niestrawnym elaboratem, zatem ograniczymy się do tego, co nam się najbardziej spodobało.
Francuzi – jak zwykle perfekcyjni. Piękne makiety, doskonale prowadzony ruch pociągów. Niezależnie od tego, czy to malutka makieta wąskotorowej kolejki „L’Aubraie” Bernarda Junka, czy duża makieta Klubu ArcEnCiel, prezentująca całe składy pociągów.
Nowa praca Wolfganga Strößera jak zawsze: piękna, wąskotorowa (świetnie jeżdżąca) i… ze świergotem ptaszków w tle.
„La Valise” – coś nieprawdopodobnego! W małej walizeczce wąskotorówka przewożąca węgiel na barkę. Do tego czynny żuraw, zsypy, przesuwnica… I to wszystko w wielkości 0! Szwajcarska precyzja w każdym calu.
Evan Daes & Eric Block stworzyli kawałek Ameryki. Ale nie tej z wąskotorówkami, do których przyzwyczaili nas holenderscy modelarze, lecz tą z drapaczami chmur, estakadą kolejową w środku miasta i intensywnym ruchem drogowym na ulicach. Stany, Stany, fajowa jazda… Stany z lat 40-tych. Zgodnie z klimatem wystawy pociąg przewozi sprzęt wojskowy. Pewnie do portu, skąd odpłynie do Europy, bo tam trwa wojna. Druga Wojna Światowa. Zapada zmierzch. W oknach budynków pojawiają się światła. Świecą się też reflektory jeżdżących samochodów i pociągów. Ameryka nie zasypia. Znowu dzień. Ciągły ruch. A do tego piękne detale. Gdzieś wysoko, na dachowym tarasie, suszy się pranie. W kawiarni goście rozprawiają o tym, co dzieje się w Europie… Wcale się nie zdziwiliśmy, gdy ogłoszono, że właśnie ta makieta zdobyła nagrodę publiczności.
Duże modele – w wielkości 1- zawsze robią wrażenie na oglądających. Dobrze wiedzą o tym członkowie belgijskiej grupy modelarskiej PAJ, co roku przywożąc do Utrechtu kawałek pięknej, wielkoskalowej makiety z sapiącymi i dymiącymi parowozami. Tym razem był również stary elektrowóz. Oczywiście z dźwiękiem.
Był lukier, teraz trochę dziegdziu…
Na wielu pięknie wykonanych makietach ruch taboru – f a t a l n y! Dla nas nie do przyjęcia była sytuacja, gdy lokomotywa ruszała i zatrzymywała się w systemie zero-jedynkowym, a stara wąskotorówka poruszała się pomiędzy zabudowaniami z prędkością rzędu 40-50 km/h.
Polski akcent – stacja Stefanowo – makieta przeciętna, choć SN61 i Ol49 wykonane własnoręcznie przez jej twórcę – Ernesta-Jana Goeldbloed’a – robią wrażenie. Niestety, głównie na Polakach, bo mało kto zna ten typ taboru. Ale prowadzenie ruchu – marne.
Stoisk handlowych, niestety, nie zdążyliśmy nawet oglądnąć. A z pewnością było co. W przelocie mignęły nam piękne drzewa firmy Anita Decor. Na makiecie Paula de Grot’a można było zobaczyć fantastyczne palmy wykonane przez tą firmę. Rzuciliśmy okiem na stoisko Jowi. A tam – przepiękne tła do makiet. Dlaczego na to zwrócilismy uwagę? Dlatego, że tego właśnie brakuje naszym makietom podczas prezentacji. Tło i dach! To obowiązkowe wyposażenie makiety, podnoszące jej walory dla oglądających.
Tylko jedno stoisko handlowe oglądnęliśmy dokładnie. Firma Stangel to z pewnością europejska firma prze duże F! Tomku, gratulacje! Tymi wyrobami i półproduktami interesowali się najlepsi. Widzieliśmy samego Hagena von Ortlof’a, który rozmawiał z Tomkiem.
Nim się obejrzeliśmy muzealne zegary wybiły godzinę 17. Zdążyliśmy nagrać na koniec tzw. „stenda”. Wychodziliśmy z Het Spoorwegmuseum (bo taką holenderką nazwę nosi Muzeum Kolejnictwa w Utrechcie) z pewnym niedosytem, ale jednocześnie z przekonaniem, że uczestniczyliśmy w czymś ważnym, byliśmy wśród najlepszych makiet i modelarzy w Europie i czuliśmy, że warto tu być. Choćby jeden dzień…
Niedzielny poranek przywitał nas śniegiem. Śnieg w Holandii w marcu? Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Autostrada, na szczęście, bez śniegu. Ale tylko do Berlina. Na Berliner Ring przejezdny tylko jeden pas… W domu byliśmy w niedzielę, późnym wieczorem.
Ale to już zupełnie inna historia.