Posiadanie makiety było i zapewne jest marzeniem większości modelarzy kolejowych. Niegdyś wśród kolejowych makiet królowały tak zwane „torty”, posiadające zamknięte układy torowe. Modelowe pociągi jeżdżą tam, a właściwie kręcą się w kółko, z reguły co kilka lub kilkadziesiąt sekund zjawiając się w tym samym miejscu. Taka jazda niewiele ma wspólnego z modelem kolei, czyli z realistycznym modelarstwem kolejowym. Bardziej przypomina kolejkę w lunaparku niż prawdziwą kolej w miniaturze. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom modelarzy-realistów wymyślono, zatem coś, co dzisiaj nazywamy makietą modułową lub segmentową. Taka makieta to imitacja budowli liniowej – obiektu o znacznie mniejszej szerokości niż jego długość. Makieta modułowa pozwala zbudować model linii kolejowej złożony z posterunków ruchu połączonych szlakami. Unormowanie zaledwie kilku elementów takiej makiety (jakimi są: profile czołowe, połączenia elektryczne, wysokość ustawienia nad podłogą, system sterowania pojazdami kolejowymi) pozwala na łączenie ze sobą modułów wykonanych przez różnych modelarzy. Makieta modułowa może osiągać długość wielu setek metrów i umożliwia ona symulację prawdziwego ruchu pociągów, tyle, że w wielokrotnym pomniejszeniu. Jeżeli do tego poszczególne moduły makiety posiadają realistycznie odtworzone elementy krajobrazu, posterunki ruchu wyposażone są w urządzenia sterowania ruchem kolejowym oraz w łączność z sąsiednimi posterunkami, a na modelowych torach ustawione zostaną odpowiednio przygotowane, sterowane cyfrowo modele pojazdów trakcyjnych i wagony przynależne do ustalonych realiów czasowych (epok modelarskich), to wówczas możemy mówić o realistycznym modelu kolei. Oczywiście realizmu dopełnia ruch miniaturowego taboru: jazdy pociągów według rozkładu jazdy, praca manewrowa na stacjach, obsługa bocznic, a nawet transport ładunków i przesyłanie wagonów towarowych według zapotrzebowania klientów.
Taka makieta, oprócz bardzo wielu zalet, ma jednak i istotne… wady. Makieta modułowa (aby była modelem chociaż fragmentu linii kolejowej) potrzebuje bardzo dużo miejsca. Na pewno modelowanie ruchu pociągów na takiej makiecie ustawionej w mieszkaniu lub nawet na całej kondygnacji jednorodzinnego domu będzie mało realne. Z reguły potrzebna jest do tego sporych rozmiarów hala. Trudno też wyobrazić sobie, że jeden modelarz wykona samodzielnie wiele metrów kolejowego szlaku i kilka stacji – oczywiście realistycznie odtwarzając całą infrastrukturę kolejową i jej choćby najbliższe otoczenie. Nawet niewiele klubów modelarskich jest w stanie ustawić w swoich pomieszczeniach taką makietę. Dlatego tak popularne są „zloty modularzy”, czyli tych wszystkich, którzy budują makiety w systemie modułowym. Podczas nich następuje ich łączenie – często w wielosetmetrowy, absolutnie nieprzypadkowy układ, by wspólnie modelować funkcjonowanie prawdziwej kolei w miniaturze. Jeżeli taki zlot jest spotkaniem zamkniętym, czyli przeznaczonym wyłącznie dla uczestników zabawy w miniaturową kolej, to w zasadzie problemu nie ma. Gorzej, gdy tego typu makietę modułową chce się zaprezentować szerokiej publiczności. Wieloletnie doświadczenia wystawiennicze naszych zachodnich sąsiadów dowiodły, że tego typu prezentacje są tym gorzej odbierane przez oglądających im są one… większe. Niewielkie układy modułowe, złożone z dwóch stacji połączonych krótkim szlakiem pomiędzy nimi, są jeszcze „strawne” dla przeciętnego widza, ale bardzo długie, wypełniające wielką halę makiety zwykle powodują zagubienie oglądających, a w konsekwencji stwierdzenie przez nie, że „tutaj nic nie jeździ”. Rzeczywiście, takie można odnieść wrażenie, gdy modelowany jest ruch pociągów na zasadach obowiązujących na prawdziwej kolei. Nawet kilkuminutowe następstwo miniaturowych składów na szlakach powoduje, że przez te kilka minut widz może odnieść wrażenie, że na makiecie nic się nie dzieje.
Dlatego też, dla potrzeb wystaw makiet kolejowych wymyślono tak zwane makiety prezentacyjne. Są to – jak mówią niektórzy – swego rodzaju teatralne sceny, na których przed oczami oglądających odbywa się swoisty, kolejowy spektakl.
Makiety prezentacyjne bywają przeróżne. Mogą być to prace niewielkie, mające zaledwie kilkadziesiąt centymetrów długości. Mogą być także makiety naprawdę duże, osiągające długość kilkudziesięciu metrów. Ich wspólną cechą jest to, że ustawia się je dość wysoko, czasem nawet na wysokości wzroku dorosłego człowieka, czyli około 1,50 metra nad podłogą. Zawsze posiadają one tło oraz najczęściej tak zwany fryz (zamykający przestrzeń od góry i osłaniający elementy oświetlające makietę), a także kulisy – znajdujące się po obydwu stronach przestrzeni udostępnionej widzom. Oglądając tego typu prezentację ma się wrażenie, że patrzymy na realny fragment linii lub stacji kolejowej, Oczywiście mowa o makiecie, na której w sposób jak najwierniejszy oryginałowi odtworzono wszystkie elementy krajobrazu, dopasowano do miejsca i epoki tabor oraz inne obiekty. Jednym słowem można rzec: widowisko. Tak – właśnie widowisko z myślą o publiczności, której należy przekazać jak najwierniejszy obraz kolei historycznej lub współczesnej. Widz ogarnia taką prezentację wzrokiem najczęściej z jednego miejsca. Ma on wrażenie, że ciągle się tam coś dzieje, bo nawet jak nie ma chwilowo jakiegoś ruchomego obiektu, to można podziwiać zamknięte w tej przestrzeni modele budynków, budowli, krajobrazu itp., które zostały tam umieszczone.
Organizowane w krajach Zachodniej Europy wystawy makiet kolejowych to z reguły imprezy, na których zgromadzonych zostaje kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt takich makiet prezentacyjnych. Pokazywane są wówczas zazwyczaj różne wielkości (skale) modelarskie, a także różne elementy modelu kolei – od szlaków z przejeżdżającymi pociągami, poprzez stacje, bocznice przemysłowe, kopalniane wąskotorówki i wiele, wiele innych. U nas, w Polsce, publiczne pokazy związane z modelarstwem kolejowym to niemal w stu procentach prezentacje makiet modułowych lub – ciągle jeszcze – odpustowo-jarmarcznych „torcików”. Wystaw makiet prezentacyjnych właściwie w naszym kraju nie ma, gdyż tego typu makiet jest po prostu niewiele. Po co, więc, ten felieton – zapytacie. Właśnie po to, aby podpowiedzieć, że modelarze kolejowi z krajów Europy Zachodniej: z Francji, Belgii, Holandii, Luksemburga, Niemiec coraz częściej łączą „ogień z wodą”. Cóż to znaczy? Znaczy to ni mniej, ni więcej, że wyodrębniają oni fragmenty swoich makiet modułowych (którymi bawią się w klubach lub na spotkaniach zamkniętych), wyposażają w tło, fryz i kulisy, czyniąc z nich makiety prezentacyjne. Od wielu lat zabieg ten stosują modelarze francuscy, ale dołączają do nich koledzy także z innych krajów.
Tak oto można powiedzieć, że makiety kolejowe dla potrzeb wystawienniczych ewoluowały od „tortów” do makiet modułowych, by w ostatnich latach zmienić się w makiety prezentacyjne. Sądzę, że również polscy modelarze kolejowi, a zwłaszcza makieciarze-realiści, powinni spróbować „uzbroić” swoje prace w elementy charakterystyczne dla makiet prezentacyjnych i właśnie w tej formie zacząć pokazywać je publiczności. To naprawdę nie wymaga wielkiego wysiłku „budowlanego” i angażowania jakichś astronomicznych środków finansowych. Skąd o tym wiem? Stąd, że zarówno ja, jak i niektórzy moi koledzy z Grupy Modelarskiej PMM H0 już to zrobiliśmy i – sądząc po opiniach wielu oglądających – taka forma prezentacji makiet sprawdza się lepiej niż pokazywanie tasiemcowych modułów. Może również nasi organizatorzy wystaw makiet kolejowych zauważą, że takie tematyczne, wielowątkowe niezależne prezentacje stają się rzetelnym źródłem wiedzy o kolejnictwie, pokazują w miniaturze prawdziwą kolej i są czymś zupełnie innym niż tylko „puszczaniem kolejek”. Idąc tą drogą może podążymy ku modelarskiej… Europie. Europie Zachodniej, gdzie modelarstwo kolejowe od wielu lat jest postrzegane jako poważne hobby, a nie zabawka dla dzieci.