Dwadzieścia makiet i dioram wykonanych i przywiezionych przez zaproszonych modelarzy, kilka prac budowniczych z klubu MEC Lahnstein/ Koblenz i trzy poziomy dużej, miejskiej hali widowiskowej, w której je prezentowano. Do tego bezmiar handlowych stołów tworzących modelarską giełdę, kilka stoisk profesjonalnych producentów oraz warsztat modelarza. To wszystko w ciągu jednego, lutowo-marcowego weekendu – tradycyjnie, jak co roku – w pierwszy weekend po zakończeniu karnawału. Chiński wirus chyba trochę wystraszył publiczność, która zwykle już długo przed sobotnim otwarciem drzwi Stadthalle Lahnstein, oczekuje na placu godziny 10. Połowa z nich tym razem… pozostała w domach. Ale – na szczęście – tylko w sobotę. W niedzielę frekwencja była już – nazwijmy to – normalna. My, modelarze z Grupy PMM H0 byliśmy po raz kolejny po stronie wystawców. Pokazaliśmy – z sukcesem – wąskotorową stację końcową Rusinowo Wąskotorowe – makietę zbudowaną przez Sebastiana, która ma już za sobą kilka zagranicznych wystaw. Wśród współwystawców było wiele modelarskich gwiazd – najczęściej naszych dobrych znajomych. Był dr Mario Scarati ze swoją niesamowitą amerykańską kopalnią niklu. Przyjechał wprost z Mediolanu zostawiając wszelkiego rodzaju chorobowe zarazki na granicy. Byli Eskadrowcy spod znaku Świętego Michała, Bernard Junk, Dieter Thomas, Ulrich Grumpe i wielu innych. Modele z najwyższej modelarskiej półki pokazali modelarze budujący w dwóch przeciwstawnych wielkościach. Miniaturową Zet-ką zachwycił niemiecki modelarz Dirk Kuhlmann, a wielką stacją w królewskiej wielkości 1 położył wszystkich na łopatki Wim Laanstra z Holandii. Równie wspaniałe były dwie wielkoskalowe dioramy wykonane z niesamowitą wręcz szczegółowością przez Hartmuta Stöver’a. Nam bardzo spodobały się także makiety ustawione na scenie hali. Trzy z nich wykonane zostały w wielkości 0, a jedna w tej nam najbliższej, czyli H0. Była na nich zarówno kolej współczesna, jak i historyczna. Wspomniani już modelarze z ESM pokazali przemysłową wąskotorówkę wożącą materiały do produkcji mączki ceglanej. Miejscowy klub zaprezentował współczesną kolej z nowoczesnym taborem. Była też fabryczna bocznica i dawna stacja z pracującym na niej parowozem serii T3. Luksemburski modelarz Patrick Boop w swoim warsztacie postarzał tabor, nanosił nań bazgroły, czyli tzw. graffiti i ciągle był otoczony przez osoby szukające modelarskich porad i wskazówek. Mario i Bice non stop wydobywali, transportowali i rozładowywali rudę niklu, pokazując przy okazji doskonale działające przeróżne mechanizmy umieszczone na ich makiecie – taśmociągi, skip wyciągowy, wywrotnicę wagonową, urządzenie do przemieszczania taboru i wiele innych. Na polskiej makiecie panował – tradycyjnie – spokój i pełna harmonia kolei z otoczeniem. Zainteresowało to redaktora czasopisma „Schmale Spuren”, który długo przyglądał się stacji Rusinowo, fotografował i wypytywał o szczegóły. Pewnie powstanie z tego jakiś artykuł o polskiej wąskotorówce. Po PMM-owych torach tabor jeździł wyśmienicie i dorównać mu mógł jedynie ruch pociągów na sąsiedniej makiecie – tyle, że była to praca w wielkości 1. Polskie akcenty? Rzecz jasna, nie zabrakło ich w Lahnstein także w tym roku. Obecność PMM-u była czymś oczywistym, ale wśród wystawców znalazł się modelarz o swojsko brzmiącym imieniu i nazwisku – Siegmund Cuzik. Rozmawiał on z nami nie tyle po polsku, co po… śląsku. Pokazywał zaś ciekawą dioramę z wieloma szczegółami, z których najdrobniejszymi były piękne, kolorowe… motyle. Oczywiście w skali 1:87. Gerd Otto – niemiecki mistrz od wszelkiego rodzaju złomu, rdzy i opuszczonych fabryk na swoim stoisku miał również polski akcent. Była to jego… żona – Anna, pochodząca z Olsztyna.
Dopełnieniem Międzynarodowej Wystawy Makiet Kolejowych w Lahnstein jest zawsze sobotni, wspólny wieczór wystawców, odbywający się w siedzibie klubu. Po kolacji następuje część oficjalna. Wówczas główny organizator wystawy – Gerhard Lemkühler – w skrócie omawia prace prezentowane na wystawie. Ich twórcy otrzymują pamiątkowe plakietki, które po umieszczeniu na makietach staną się dowodną pamiątką uczestnictwa w Internationale Lahnsteiner Modelbahntage.
Podsumować tę wystawę można bardzo krótko – było to przyjacielskie spotkanie modelarzy kolejowych z kilku krajów Europy. Panowała miła, wręcz rodzinna atmosfera. Koronawirus nieco popsuł szyki organizatorom – zwłaszcza w sobotę, ale w niedzielę było już normalnie – jak co roku w Lahnstein. A wszystko to odbywało się z iście niemiecką, perfekcyjną organizacją w tle. Przepraszam – w tle był przede wszystkim wielki Ren z nieustannie płynącymi po nim barkami, dwie linie kolejowe biegnące wzdłuż brzegów rzeki, po których co chwilę przejeżdżały pociągi, a na stromym brzegu nadreńskiej doliny – piękny stary zamek. Dla takich widoków i takich spotkań chce się po prostu tutaj wracać. I pewnie wrócimy – już za rok – z inną makietą, ale w takich samych nastrojach.