Osiemdziesięciolecie istnienia magazynu Loco-Revue – francuskiego miesięcznika dla modelarzy kolejowych – stało się przyczynkiem do zorganizowania wystawy makiet i modeli pod nazwą „Trainsmania”. Na miejsce tego wydarzenia organizatorzy wybrali miasto Lille – i nie był to wybór przypadkowy. Szybkimi pociągami można w ciągu godziny dojechać do Lille z Paryża, Londynu i Brukseli. Hala „Grand Palais” usytuowana jest blisko stacji kolejowej Lille Flandres oraz przy autostradzie – dlatego też każdy, kto chciał oglądnąć dokonania kolejowych hobbystów, mógł bez problemu dotrzeć na wystawę.
Organizatorzy zaprosili do udziału gości z kilku krajów Europy. Oczywiście przeważali Francuzi, ale pojawili się także modelarze z Belgii, Holandii, Szwajcarii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Luksemburga, Hiszpanii, a nawet z Japonii i… z Polski.
My – jako Grupa Modelarska PMM H0 – zostaliśmy zaproszeni do Lille już w marcu ubiegłego roku podczas OntraXS’u. Z Polski do Francji droga daleka, więc załadowaliśmy samochód już we wtorek po południu, by we środę rano wyruszyć w podróż. Pierwszy etap prowadził do niemieckiego Wuppertal. Tam nocleg i we czwartek – po około 4 godzinach jazdy – byliśmy przy hali wystawienniczej „Grand Palais”. Powitali nas organizatorzy. Wręczyli pakiet stosownych dokumentów i pokazali miejsce przygotowane pod naszą prezentację – stanowisko G12. Bez zbędnej zwłoki ustawiliśmy makietę „Z Lewina Leskiego do Bożegopola Mazurskiego” – oczywiście w formie prezentacyjnej – z tłem i fryzem z oświetleniem. Ustawienie i uruchomienie makiety poszło sprawnie, mieliśmy więc jeszcze sporo czasu by pospacerować po mieście. Lille to główne miasto dawnej Flandrii, w którym (pomimo znacznych zniszczeń wojennych) zachowało się sporo zabytkowych obiektów. Oglądnęliśmy rynek z ratuszem, katedrę, stare kamienice i główną stację kolejową z wiekowym budynkiem dworcowym i halą przykrywającą perony i tory.
Ruch pociągów był niemały. Co chwilę przyjeżdżały lub odjeżdżały regionalne składy zestawione z przeróżnych jednostek elektrycznych – najczęściej piętrowych. Nie zabrakło też pociągów TGV, zarówno tych klasycznych (jednopokładowych) jak i piętrowych. Przybył także pociąg Thalys i belgijska jednostka przypominająca klasyczny skład wagonowy. Pełni wrażeń wróciliśmy jeszcze na halę, by zobaczyć czy wszystko „gra”. Później już tylko odpoczynek, kolacja i nocleg w hotelu.
W piątek otwarcie wystawy dla publiczności zaplanowano na godzinę 12:00, ale wystawcy pojawili się na hali znacznie wcześniej około godziny 8:00. My również. Te kilka godzin przed wejściem publiczności przeznaczonych jest nie tylko na to, aby przygotować swoją ekspozycję, ale głównie po to, by wystawcy mogli popatrzeć na prezentacje innych modelarzy. Jako że nasza makieta była już przygotowana, poszliśmy pooglądać inne stoiska.
Piątek to tradycyjnie dzień dla „fachowców”. Jest to dzień powszedni, więc na wystawę przychodzą głównie ludzie starsi. Z reguły są to prawdziwi znawcy tematu. Widać, że zwracają uwagę na szczegóły. Często pytają o detale lub zastosowane rozwiązania techniczne. Pewną barierą był dla nas język francuski, ale okazało się, że większość osób pytających radzi sobie także z językiem angielskim. Nie mieliśmy, więc problemu z komunikacją. Wieczorem organizatorzy zaprosili wszystkich modelarzy-wystawców na uroczysty koktajl z okazji 80-lecia „Loco-Revue”. Była muzyka jazzowa na żywo, przemówienia, wyróżnienia dla pracowników redakcji, rzecz jasna – urodzinowy tort, a potem raut z szampanem i smacznymi przekąskami. W sobotę jeszcze przed otwarciem wejść do hali na placu przed nią pojawił się całkiem spory tłum. Punktualnie o godzinie 10:00 uruchomiono kasy. Ci, którzy nie kupili biletów w przedsprzedaży musieli spędzić w kolejce dobre kilkanaście minut. Było naprawdę tłumnie, ale wciąż fachowo. Właściwie ludzi, którzy trafili tu przez przypadek, dla tzw. „zabicia czasu”, praktycznie nie było. Przy naszej makiecie ciągle stał wianuszek widzów, więc bezustannie uruchamialiśmy wąskotorowe pociągi i prowadzili prace manewrowe w Lewinie. Oczywiście największe zainteresowanie wzbudzał załadunek i rozładunek wagonu transportera.
Jak zawsze na takich zagranicznych wystawach zjawiło się kilka osób, które mówiły po polsku. Niektórzy potrafili powiedzieć tylko kilka słów, ale byli i tacy, którzy biegle nim władali, bo byli… mieszkającymi tutaj Polakami. Zdaje się, że frekwencja przekroczyła oczekiwania organizatorów wystawy, a oznaką tego były chociażby braki w miejscowej restauracji. Na kilka godzin przed zamknięciem skończyło się tam… wszystko.
Niedziela jest zwykle najtrudniejszym dniem dla wystawców, gdyż jest to dzień dla rodzin. Wówczas pojawia się trochę osób nie bardzo zorientowanych w temacie, często z dziećmi, których zachowania potrafią być – nazwijmy to – mało przewidywalne. Ale tutaj, w Lille, publiczność (także ta „niedzielna” i najmłodsza) okazała się być bardzo zdyscyplinowana. Żadnego dotykania, żadnych prób „macania” modeli.
Teraz kilka zdań o samej wystawie.
Wystawców podzielono na cztery grupy. Pierwszą stanowiły organizacje modelarskie. Okazuje się, że we Francji nie ma jednej federacji reprezentującej modelarzy kolejowych. Równolegle działają AFAN, AMFI, FFMF, FACS, CMCF i inne. Zrzeszają one lokalne kluby lub indywidualnych modelarzy. Każda z takich organizacji prezentuje określoną „filozofię” zabawy w miniaturową kolej.
Drugą grupą byli wystawcy komercyjni, czyli firmy produkujące modele, akcesoria modelarskie itp. oraz sklepy. Zauważyliśmy stoiska znanych w naszym kraju producentów, takich jak Roco-Fleischmann, Artitec, Peco, Zimo czy Fulgurex. Ale były również zupełnie nieznane u nas firmy: na przykład Aubertrai, Chrezo, Maketis, Multirex, T2M, SAI i wiele, wiele innych.
My, podobnie jak i inni modelarze hobbyści, znaleźliśmy się w trzeciej grupie wystawców, czyli wśród modelarzy, grup modelarskich i klubów hobbystycznych prezentujących makiety kolejowe. Za wyjątkiem kilku typowo dziecięcych makiet „tortów” (wystawianych jako prace retro) oraz kolejek do zabawy wszystkie pokazane prace miały formę prezentacyjną, z tłem i własnym oświetleniem. Wśród makiet były i takie, których długość przekraczała kilkanaście metrów, jak i zupełnie malutkie. Nie było wielusetmetrowych makiet modułowych, gdyż taka forma prezentacji nie sprawdza się zazwyczaj na wystawach dla publiczności. Ciekawą formą makiet modułowych są makiety „skrzynkowe” łączone w całkiem pokaźne układy. Owa „skrzynka” to pojedyncza makieta w formie prezentacyjnej (z tłem i „dachem”), którą łączy się z kolejną bezpośrednio lub poprzez segment techniczno-łącznikowy (jego zawartość jest zasłonięta od strony publiczności, a często umieszczane są tam fotografie i plany oryginałów, na podstawie których powstał model). Tego typu makiety mają swoje normy i wytyczne budowy. Prezentowane były między innymi systemy „Modules 3000” i „Modules 4000”. Myli się zatem ten, kto sądzi, że w Europie obowiązuje tylko norma „Fremo”.
Wśród wystawionych makiet było wiele prac znanych i pokazywanych już przez nas podczas relacji z poprzednich wystaw. Należały do nich chociażby makiety Grupy Modelarskiej ESM, Bernarda Junka, Sebastiana Schmita, czy Jean-Pierre Bouta. Wiele prac zobaczyliśmy jednak po raz pierwszy. Trzeba podkreślić – pięknych prac. Zachwycały one odwzorowaniem szczegółów, począwszy od nawierzchni torowej, poprzez sieć trakcyjną, aż do budynków i budowli otaczających kolej. Na szczególną uwagę zasługiwały modele fragmentów szlaków kolejowych. Niby „takie kolejowe nic” – kawałek torów pośród krajobrazu i poruszające się po nich pociągi. Ale właśnie te makiety wręcz porażały jakością wykonania, zarówno infrastruktury jak i elementów krajobrazu oraz taboru. Jest to dokładnie ten kierunek, który w naszej Grupie reprezentują Roman i Tomasz, pokazując Karnin Gorzowski. Oczywiście niczego nie można ująć zaprezentowanym modelom stacji, posterunków, kolejek wąskotorowych, miejskich krajobrazów, bocznic przemysłowych i tramwajów, które były także poprawnie wykonane, choć nie zawsze perfekcyjnie funkcjonujące.
Ostatnią, czwartą grupą stoisk stanowiły wszelkiego rodzaju „prezentacje inne”. Oczywiście na samym środku hali stanęło duże stoisko wydawnictwa LR Press – dostojnego jubilata, na którym można było kupić nie tylko bieżące i archiwalne publikacje, ale również elementy do budowy makiet. Na tym stoisku swoje miejsce znalazły także ciekawe dioramy (np. parowóz w starej lampie) czy mikromakiety japońskiego modelarza Akihiro Morohoshi.
„Train’in box” to także inicjatywa LR Press. Polega ona na budowie pierwszej makiety z półproduktów znajdujących się w jednym pudle. To coś podobnego do naszych „gazetowych” modeli typu: kup co tydzień jeden element i samodzielnie zbuduj. Zaobserwowaliśmy jednak, że ta forma modelarstwa nie cieszyła się jakimś szczególnym zainteresowaniem. Duże stoisko raczej świeciło… pustkami.
Również niewielkie było zainteresowanie inicjatywą „Mon Expo”. Tutaj każdy mógł przynieść i zaprezentować publiczności swój model. Organizatorzy gwarantowali ustawienie go w profesjonalnej, oszklonej i zabezpieczonej gablocie. Jednak gabloty pozostawały raczej niezapełnione.
Za to na małej sali konferencyjnej, na której odbywały się wykłady i prezentacje, zawsze był komplet słuchających. Wszystkie prezentacje odbywały się w języku francuskim, więc jedynie po pokazywanych „obrazkach” mogliśmy się zorientować jaki temat jest właśnie poruszany przez prelegenta.
Była też kolej ogrodowa, z możliwością przejażdżki, z której korzystali również dorośli. Nie mniej ciekawy był warsztat modelarski, gdzie powstawały papierowe figurki ludzi i zwierząt. Również w wielkości H0!
W sobotę i w niedzielę dodatkowo zorganizowano pokaźnych rozmiarów modelarską giełdę, pod którą przeznaczono 500 metrów kwadratowych powierzchni. Sprzedawano i kupowano zwykle, egzotyczny dla nas Polaków, francuski tabor wykonany przez francuskich producentów.
W niedzielny wieczór trzeba było złożyć ekspozycję, załadować makietę do samochodu i opuścić gościnne progi hali „Grand Palais”. My pozostaliśmy w hotelu jeszcze jedną noc, by w poniedziałek o świcie wyruszyć do Polski. Na szczęście był to dzień 1 maja i na żadnej autostradzie – i tej francuskiej, i belgijskiej, i niemieckiej nie było ciężarówek. Pokonaliśmy zatem 1400 km „na raz” i już wieczorem, około godziny 22:30, makieta znalazła się w miejscu składowania, a my udaliśmy się na spoczynek.
Grupę wyjazdową PMM H0 stanowili: Małgorzata, Sebastian, Robert i Leszek. Samochodu VW Crafter do transportu makiety i obsługi użyczyły nieodpłatnie – dzięki przychylności Prezesa – PKP PLK S.A. (stąd baner tej firmy przy naszym stoisku).