Co roku w luksemburskim Walferdange organizowana jest wystawa makiet kolejowych. Odbywa się ona w pięknym gmachu centrum kongresowo-wystawienniczego imienia Księcia Henry’ego. Wystawa ta ma charakter międzynarodowy, a my zostaliśmy zaproszeni do udziału w tej imprezie już po raz czwarty. W naszej relacji przedstawimy wam prace, które można było podziwiać w tym roku.
Zaczynamy od bardzo dobrze znanej widzom naszego kanału – makiety Steffena. Ten piękny model niemieckiej – a właściwie saksońskiej – wąskotorówki był już kilkukrotnie prezentowany także w Polsce. Wielokrotnie pokazywaliśmy go na kanale PMM H0 TV.
Klubowa makieta z Belgii była – naszym zdaniem – średniej jakości. To model małej stacji połączonej z obu stron z pętlami nawrotnymi. Może to właśnie te pętle spowodowały, że ruch na niej był dość monotonny, a do tego obsługa miała ciągłe problemy techniczne z kursującym taborem. Do tego wydawała się nam ona pustawa i bez odtworzonych szczegółów.
Za to ta praca – model starej, zniszczonej papierni była wręcz naszpikowana szczegółami. To fakt, że w dużej skali można pokazać dużo więcej – i to na pewno udało się Michaelowi – twórcy tego modelu. Dużo ładnej zieleni, bardzo dobra patyna i szczegóły – wiele szczegółów – spowodowały, że mnóstwo widzów zatrzymywało się tutaj na dłużej. Zresztą sami popatrzcie.
Klubowa makieta w wielkości TT także zrobiła na nas… średnie wrażenie. Może to za sprawą nie do końca zwaloryzowanego taboru, a może z uwagi na brak fryzu z oświetleniem i przysłoniętych kulisów, które ukryłyby pętle nawrotne przed oczyma widzów? Natomiast niewątpliwie ciekawą konstrukcją był długi, ceglany, łukowy most, na którym co chwilę pojawiał się jakiś pociąg.
Prace wykonane przez belgijskich modelarzy z Grupy Zero pokazywaliśmy wam już wielokrotnie. Zwykle były to modele belgijskich tramwajów podmiejskich. Teraz zobaczyliśmy kawałek dawnej Anglii. Dokładniej – starej kolei w dawnej Anglii – z parowozami i wagonami motorowymi o dość dziwacznej konstrukcji. Bardzo ciekawym elementem tej makiety był system sterowania urządzeniami srk, naśladujący oryginalne dźwignie do przestawiania zwrotnic w rozjazdach i podawania sygnałów na semaforach. Fajnie jest czasami popatrzeć na tak odmienne od naszych konstrukcje taboru, elementy infrastruktury, budynki i układy torowo-rozjazdowe.
Była też wielkoskalowa makieta Petera. Duża skala dała znów duże możliwości. Ale trzeba bardzo uważać, aby nie przesolić… Nie przesolić, czyli nie złamać zasady „less is more”. Właśnie – nie zawsze więcej oznacza lepiej. My odnieśliśmy wrażenie, że tutaj wszystkiego było po prostu za dużo. A to pierwszy krok do odejścia od realizmu i skręcenie w kierunku lunaparku i wesołomiasteczkowych kolejek. Co prawda należy przyznać, że makieta została zbudowana z odpowiednim modelarskim kunsztem, tabor poruszał się bardzo realistycznie, jednak wszystko wydawało się być tutaj takie trochę mało prawdziwe. A może to tylko nasza opinia?
Za to makieta Danego – modelarza z Francji – była prawdziwą perełką.Stare autobusy szynowe, dawna infrastruktura, małe, wąskotorowe parowozy, a do tego ładne obiekty i zieleń. Tutaj wszystko było na swoim miejscu i w odpowiednio skomponowanej ilości.
Zresztą kolejowa makieta Samuela – przedstawiająca starą Anglię – była równie ciekawym modelem. Po raz pierwszy widzieliśmy ją na OnTraXS, ale patrząc na nią kolejny raz odkryliśmy nowe szczegóły – zarówno w taborze, jak i w elementach krajobrazu.
Swoją interesującą pracę Bernard i Detlef zaprezentowali po raz pierwszy w Sedan. Jest to kawałek nietypowej, wąskotorowej przemysłówki, a naciekawszym elementem jest pewne lustrzane oszustwo.
Dla następnej makiety jakikolwiek komentarz zbyteczny. To bimmlbahnerowa makieta, którą opisywaliśmy i pokazywaliśmy już wielokrotnie. Tym razem oprócz saksońskich parowozów na torze pojawił się także spalinowy zespół trakcyjny.
Chyba nie musimy także przedstawiać Michaela – modelarza z niemieckiej Meklemburgii. Do Luksemburga przywiózł on coś wielkoskalowego – w wielkości Gn15. Było trochę przemysłowo i trochę sielsko, ale – przede wszystkim – wąskotorowo.
Grupa Eskadra Świętego Michała to także stali bywalcy wielu wystaw, którzy są obecni również w naszych reportażach. Przemysłowy wąski tor i zakład produkujący elementy metalowe – to temat przewodni ich tegorocznej prezentacji w Luksemburgu.
Fragment kanadyjskiej kolei, odtworzonej w miniaturze przez Maurycego, też już Wam pokazywaliśmy. Oczywiście podczas OnTraXS-u. Tym razem jednak oprócz przejeżdżających pociągów spoglądnęliśmy wnikliwiej na… zwierzęta, które wręcz opanowały teren przylegający do linii kolejowej.
Praca Jack’a była niewątpliwie ciekawa w formie, ale… mało interesująca w odbiorze i – naszym zdaniem – jakaś taka niedokończona. A w dodatku tabor (w postaci autobusu szynowego) jeździł słabo i zdecydowanie za szybko – zwłaszcza w miejskiej zabudowie.
Następna makieta to kolejny, bardzo udany kolejowy pastiż w wykonaniu Luc’a. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że niejaki Noe przywoził na swoją Arkę zwierzęta wykorzystując transport kolejowy? Jeśli powiecie, że to przecież nie możliwe, to popatrzcie na fotografie. I niech ktoś powie, że modelarstwo nie jest sztuką oszustwa.
Migel – modelarz z Rotterdamu – przywiózł do Luksemburga kawałek Szwajcarii. I to w dodatku tej pięknej Szwajcarii z kantonu Graubunden. Na swojej makiecie prezentował on pracę małej stacjki ze wspaniałej linii RhB biegnącej z Chur do Arosy.
W Luksemburgu Leszek pokazał swój Kwidzyn. W obsłudze makiety pomagał mu Sebastian.
Oprócz wystawy makiet były też trzy stanowiska warsztatowe. Na pierwszym z nich tworzeniem zieleni zajmował się Claude. Jakie efekty można osiągnąć stosując tak zwane elektro-trawo-sadzenie – o tym można się było przekonać oglądając małą makietę ustawioną przy jego warsztacie. Ponadto Claude jest mistrzem postarzania i waloryzacji. O tym także można było z nim porozmawiać.
Nasz dobry znajomy – Andreas – oczywiście malował. Malował figurki ludzi i zwierząt, wzbudzając zachwyt widowni.
Największy warsztat zorganizowali członkowie klubu MBJL z Alainem i Pitem na czele. Tworzyli oni modele ładunków na wagony, patynowali tabor, a także kleili, wycinali i po prostu… modelowali!
W czasie trwania wystawy nie brakowało osób fotografujących i filmujących prezentowane makiety. Robili to zarówno amatorzy jak i profesjonaliści. Była na przykład ekipa z Miby oraz YouTube’owy filmowiec ze Szwajcarii. Przybyła też ekipa profesjonalnej telewizji RTL by zrealizować reportaż z wystawy.
Ale przecież i tak najważniejsi byli… LUDZIE. Ludzie, którzy licznie przybyli do Walferdange, by podziwiać prezentowane prace. Przy okazji w zaimprowizowanej restauracji można było się posilić i… pogadać. Oczywiście głównie o modelarstwie.
Drugą grupę ludzi obecnych na wystawie stanowili modelarze – twórcy makiet i modeli. Wymieniali oni poglądy, podpatrywali dokonania współwystawców. Odpowiadali też na pytania osób zwiedzających wystawę. I nikomu nie przeszkadzało to, że posługiwali się różnymi językami: od angielskiego i francuskiego poprzez flamandzki, niemiecki i luksemburski, aż do zupełnie egzotycznego języka polskiego.
To był naprawdę udany wyjazd. Dla takich wystaw, takiej publiczności i takich współwystawców-modelarzy warto „tłuc się” ponad tysiąc kilometrów (w jedną stronę). Lubimy być w Walferdange i zapewne przyjedziemy tu znowu za rok, z inną PMM-ową makietą.