„Z czego pan to buduje?” – to pytanie, które wielokrotnie zadawali mi dziennikarze, z którymi rozmawiałem na tematy związane z modelarstwem kolejowym. „Ze śmieci” – tak zwykle zaczynałem swoją odpowiedź.
Tłumaczyłem, że to, co normalny człowiek postrzega jako odpad, rzecz zbędną, modelarz oglądnie kilka razy i zada sobie pytanie: do czego może mi się to przydać. A w modelarstwie przydać się może naprawdę wszystko – od zużytych wkładów do długopisów poprzez kawałki kartonu, plastikowe opakowania, sizalowy sznurek aż po folię z wieczka pojemnika od śmietany lub jogurtu. Oczywiście, na – nazwijmy to – nieco wyższym poziomie działalności modelarskiej, same „śmieci” przestają wystarczać i należy wzbogacić je półproduktami, będącymi przedmiotem działalności wyspecjalizowanych firm, jednak na początku modelarskiej drogi chciałbym zachęcić wszystkich do wykorzystywania w maksymalnym stopniu tego, co mamy pod ręką. Wizytę w modelarskim sklepie zostawmy sobie na później – gdy, jak napisałem powyżej, osiągniemy już pewien poziom i będziemy mogli pochwalić się pierwszymi modelarskimi osiągnięciami.
Nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie zamieścił w treści niniejszego felietonu drobnej dygresji. Oczywiście cały czas mówię tutaj (a właściwie piszę) o modelarzach i modelarstwie, a nie o zbieraczach, kupowaczach, czy zupełnie nieznanej mi dotąd grupie osób, którą ktoś nazwał „kolejarzami modelowymi” (co by to nie znaczyło – gdyż „Słownik języka polskiego” wskazuje, że byliby to zawodowi pracownicy kolei zajmujący się modelami – ciekawe). Zatem, mówimy o tych, którzy modele tworzą – czy to od podstaw, czy też przebudowując, udoskonalając, waloryzując wyroby fabryczne.
Mi, z racji moich wieloletnich modelarskich zainteresowań, najbliżej do budowy makiet, czyli elementów infrastruktury kolejowej i elementów krajobrazu, a nie do taboru – to znaczy lokomotyw, wagonów i innych tego typu pojazdów. Dlatego w dalszej części felietonu będzie głównie o „makieciarstwie”.
Zacznijmy od zwykłej podstawy pod makietę. Nasz rodzimy, modelarski przemysł (oczywiście używam tu słowa „przemysł” niejako w przenośni, bo to raczej działalność manufakturalna) podążając za popytem szybko wprowadził na rynek gotowe podstawy służące do budowy makiet segmentowych w określonym standardzie. Cóż – popyt określa podaż, więc nie ma się co dziwić, że takie wyroby są do nabycia. Jeżeli są to podstawy wykonane zgodnie z zasadami kształtowania prawdziwych budowli ziemnych, podtorza i odwodnienia, to należałoby takiej inicjatywie przyklasnąć. W końcu w modelarstwie wykorzystuje się różne technologie – również te najnowsze. Gorzej, gdy za pomocą takich produktów rozprowadzane są pośród potencjalnych budowniczych podstawy wykonane niewłaściwie, z pogwałceniem zasad obowiązujących w oryginale. A, zapewniam, nie jest to u nas przypadek rzadki. Z drugiej strony mogę wszystkich modelarzy uspokoić. Podstawę pod segment makiety można z powodzeniem wykonać samemu nawet wówczas, gdy nie posiada się specjalistycznego warsztatu stolarskiego, frezarek, laserowych urządzeń tnących i innych tego typu urządzeń. Skąd to wiem? Pierwsze segmenty mojej makiety, które dzisiaj mają ponad 30 lat, udało mi się zbudować z drewnianych listew i kawałka płyty stolarskiej pozyskanych ze starej… szafy. Całość skleiłem niezastąpionym wikolem, zaś połączenia wzmocniłem drewnianymi, meblowymi kołkami, wklejając je w wywiercone ręczną wiertarką otwory. Do cięcia listew i blatu stosowałem ręczną piłę, zaś niedokładności na łączeniach wypełniałem wikolem zmieszanym z trocinami powstałymi w czasie cięcia elementów. Po 30 latach użytkowania tych segmentów nie stwierdzam żadnych problemów z ich paczeniem się, deformacją, rozklejaniem itp. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że czoła segmentów należy zaopatrzyć w tzw. przekroje czołowe wycięte precyzyjnie ze sklejki, ale to również dzisiaj nie stanowi problemów w użytkowaniu tej makiety.
Natomiast materiał torowy, który zamierzamy użyć na naszej makiecie powinien być jak najlepszej jakości. Tutaj oszczędzać wręcz nie wolno! W żadnym wypadku nie należy „iść na skróty” zakupując w modelarskim sklepie najtańsze modelowe tory i rozjazdy. Najtańsze – najczęściej oznacza, niestety, najgorsze. Tak, rozumiem, że początkujący modelarz może nie dysponować odpowiednimi środkami finansowymi, które pozwolą mu na zakup materiału torowego najwyższej jakości. Ale moja rada jest jedna: lepiej sprzedać (lub zrezygnować z kupna) jednej lokomotywy lub kilku wagonów, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na zakup najlepszych torów i rozjazdów niż uczynić odwrotnie. Należy pamiętać, że tory i rozjazdy na makiecie z reguły pozostają „na zawsze”. Ich wymiana na inne (czytaj – lepsze) będzie niezwykle trudna i przeważnie doprowadzi do zdewastowania dużej części makiety. Natomiast modelowy tabor – jako tzw. „mienie ruchome” – może być zmieniany, uzupełniany w dowolnym czasie, bez żadnego uszczerbku dla makiety i zgromadzonej już kolekcji taborowej. Ostrzegam również przed stosowaniem rozjazdów o zbyt dużych skosach i małych promieniach łuku toru zwrotnego oraz układaniu torów w łukach o krzywiznach rodem z linii tramwajowych, a nie kolejowych. Często początkujący modelarze tłumaczą, że to tylko na początek, na chwilę, bo brak miejsca, funduszy, możliwości. Nie ma nic gorszego niż takie podejście do tematu! Jeżeli będziemy trwali w naszym modelarsko-kolejowym hobby, to bardzo szybko okaże się, że wszystko co do tej pory zrobiliśmy nadaje się do… wyrzucenia. Rodzi to zwykle olbrzymie frustracje, bo to są właśnie zmarnowane pieniądze i czas. Dlatego apeluję: rozpoczynając budowę makiety kupmy w modelarskim sklepie i zastosujmy na naszej makiecie najlepsze (nierzadko najdroższe) z możliwych tory i rozjazdy. Zbudujmy raczej makietę mniejszą (na przykład z opcją rozbudowy), ale na doskonałym materiale torowym, niż większą, ale na przykład z karykaturalnym układem geometrycznym torów i połączeń torowych. Po latach zwykle doceni się takie postępowanie! Oczywiście natychmiast rodzi się pytanie: to może tory i rozjazdy należy również wykonać samodzielnie? Oczywiście, że można, ale to wymaga bardzo dużego modelarskiego doświadczenia i dlatego w przypadku tego – jakże ważnego (jeżeli nie zasadniczego) elementu makiety – zaproponuję jednak zakup produktów którejś z renomowanych firm modelarskich.
Budując tak zwane otoczenie kolei starajmy się jak najwięcej elementów krajobrazu wykonać samodzielnie. W sklepach modelarskich aż roi się od różnego rodzaju „zieleniny”. Dokonując jakiegokolwiek zakupu popatrzmy jednak na te produkty bardzo krytycznie. Większość tańszych, gotowych drzew w ogóle nie przypomina oryginałów. Tanie „iglaki” częściej przypominają szczotki do czyszczenia butelek niż miniaturowe repliki sosen lub świerków. Oczywiście, w sklepach modelarskich są także dostępne prawdziwe modele drzew, ale kosztują one niemało i zakup takiego towaru może okazać się bardzo bolesny dla kieszeni. Jaka jest na to rada? Spróbujmy wykonać krzewy i drzewa samodzielnie. Tak, rzecz jasna, jest to bardzo pracochłonne, ale na tym właśnie polega modelarstwo. Modelarz to nie ten, który wyłącznie kupuje i ustawia na makiecie, to ten, który tworzy coś samodzielnie – powtórzę już chyba po raz n-ty.
Bardzo podobnie jest z modelami budynków, obiektów inżynieryjnych i innych budowli. Te tańsze najczęściej mają wiele uproszczeń, nieprawidłowości i niezgodności z oryginałem. Te, które wolne są od takich wad – z reguły kosztują majątek. Jaka, więc, może być rada dla modelarza? Oczywiście jedna, a właściwie dwie. Pierwsza – zbuduj taki obiekt od podstaw samodzielnie, najlepiej jak potrafisz, a jeżeli kiedyś stwierdzisz, że umiesz zrobić to lepiej niż dawniej, to po prostu go wymienisz. A rada druga – kup tani model, wręcz zabawkę dla dzieci, i potraktuj ją jako bazę do wykonania na tej podstawie modelu. Ze swojej praktyki podpowiem – takie sposoby są naprawdę skuteczne!
Sklepy modelarskie oferują również całą gamę przeróżnych materiałów do waloryzowania. Myślę o waloryzacji polegającej na nanoszeniu śladów eksploatacji – zarówno na tabor, jak i na obiekty i elementy infrastruktury. Obecnie właściwie kupić można wszystko: wodę w proszku, błoto w tubce, rdzę w pudełku itd. itp. Napisałem nieco ironicznie, ale chcąc zakupić wszystkie te specyfiki: washe, pudry, lakiery należałoby wydać kolejne, niemałe pieniądze. Czy jest to zatem przyczynek do tego, aby zrezygnować z waloryzacji? Absolutnie nie! Na początek proponuję posłużyć się zwykłymi farbami plakatowymi, takimi dla dzieci, jakie można kupić w sklepie papierniczym. Miksturę typu wash przyrządzić samodzielnie biorąc kilka kropelek farby i silnie rozcieńczyć ją stosownym rozpuszczalnikiem, natomiast pudry wykonać z pasteli, zeskrobując je najzwyklejszym nożykiem do małego naczynka. Można także spróbować kupić w sklepie z farbami (takimi do malowania ścian) suche pigmenty. Po przesianiu przez bardzo drobne sitko okaże się, że mamy… modelarski puder do waloryzacji! Nawet farby – zwane modelarskimi – dostępne w malutkich opakowaniach (a zatem stosunkowo drogie w przeliczeniu na ich objętość) mogą być zastąpione farbami używanymi do malowania… prawdziwych samochodów. Doświadczeni modelarze specjalizujący się w malowaniu twierdzą, że w ten sposób można uzyskać znacznie lepsze efekty i łatwiej jest „sterować” barwą. W tej materii nie mam doświadczenia, więc wypowiadać się nie chcę, cytuję tylko stwierdzenia autentycznych fachowców.
Drążąc temat dalej okaże się, że najlepszym modelarskim piaskiem jest nie ten, kupiony w woreczku w sklepie, ale ten zebrany z polnej drogi i przesiany przez sitko, że najładniejsze skały można wykonać z prawdziwych kawałków skał, albo wyrzeźbić sobie ze styroduru, a nawet z węgla drzewnego. Niesamowite możliwości daje umiejętne rzeźbienie w gipsie szpachlowym. To bardzo żmudne zajęcie, ale efekt muru z kamienia czy drogi typu „kocie łby” uzyskamy o niebo lepszy niż stosując plastikowe wypraski lub papierowe wydruki – oczywiście także dostępne w sklepie jako produkty modelarskie.
Chyba wystarczy tych przykładów.
Już słyszę głosy oburzenia, zwłaszcza ze strony osób prowadzących modelarskie sklepy: facet chce nas wykończyć i puścić z torbami. Absolutnie nie! W sklepach modelarskich prawdziwy modelarz zakupi to, co niezbędne. To, co przerasta możliwości samodzielnego wykonania lub przyrządzenia. Zakupi wiele materiałów – na przykład takich jak igiełki elektrostatycznej trawy, listowie na siateczce, a także nawierzchnię torową, rozjazdy i wiele, wiele półproduktów ułatwiających zabawę w budowanie modeli. Zaś wyroby gotowe w stu procentach, będą nadal kupowane przez „nie modelarzy”, czyli osoby, które na przykład chcą zbudować kolejkę dla dziecka (a może i dla siebie), mają jakąś inną – może nieznaną mi – ideę fix w tym temacie.
W niniejszym felietonie chciałem podpowiedzieć jak – moim zdaniem – powinien postąpić prawdziwy, praktykujący modelarz. Jako że uwielbiam cytować powiedzenia genialnego polskiego modelarza – Zbyszka Molendy – to i jego powiedzeniem zakończę ten felieton. A mawia on tak: „Efekty zależą nie od materiałów i sprzętu, ale przede wszystkim od ich obsługi”.