W tym roku dłużej – bo aż cztery dni – trwały targi Modell-Hobby-Spiel w Lipsku. We czwartek, 3 października nasi zachodni sąsiedzi świętowali zjednoczenie Niemiec i był to jednocześnie pierwszy dzień targowy. Być może dlatego, że tegoroczne targi trwały o jeden dzień dłużej, codziennie rano nie zauważyliśmy tłumów ludzi stojących najpierw w kolejkach do kas, a później czekających w tak zwanej szklanej hali do czasu otwarcia stoisk wystawienniczych.
Wszyscy, którym bliskie jest modelarstwo kolejowe zdążali do hali nr 3, dedykowanej w znacznej części temu hobby. W centralnym punkcie hali zawieszony był baner z napisem Gleis 27, a pod nim i w najbliższej okolicy swe dokonania prezentowali modelarze zaproszeni przez organizatorów tej części ekspozycji – Sebastiana Schmidta i Beniamina Edelmanna. Kontynuują oni, rozpoczętą przez nieżyjącego już modelarza-realistę Michaela Kirscha, ideę propagowania realistycznego modelarstwa kolejowego na najwyższym poziomie. Gleis 27 to stoiska, na których zobaczyć można w jaki sposób powstają modele oraz oglądnąć ukończone małe, realistyczne makiety. Tutaj także przez cały czas trwania targów działała tak zwana „modelarska sofa”, czyli miejsce prezentacji dokonań modelarzy i nowości oferowanych przez producentów modeli i akcesoriów.
W rozmowach prowadzonych przez speców od modelarstwa wielokrotnie można było usłyszeć trzy imiona: Alexander, Sebastian i Ingo. Powtarzane były one w różnej kolejności, bowiem makiety prezentowane przez tych trzech modelarzy uznane zostały za najlepsze. Alexander Lehmann zbudował fragment starej, angielskiej lokalnej kolei w nietypowej dla kontynentalnych modelarzy wielkości 00. Była to mała stacja Portisend, na którą przybywały krótkie pociągi pasażerskie lub towarowe, albo mieszane. Po kilku minutach manewrów formowany był pociąg powrotny odjeżdżający za kulisy – do stacji technicznej. Niemal identyczny scenariusz miały wydarzenia pokazywane na dwóch pozostałych makietach, tyle że u Sebastiana Marszała wszystko działo się na wąskim torze H0e i odwzorowanej zgodnie z oryginałem stacji Rusinowo, funkcjonującej niegdyś na Kwidzyńskiej Kolei Wąskotorowej, zaś u Ingo Scholza – na stacyjce w wielkości TT o nazwie Stiller Winkel, budowanej w ubiegłym roku podczas lipskich targów. U Sebastiana dodatkową atrakcją była jednostanowiskowa parowozownia z ruchomymi urządzeniami, a u Ingo – funkcjonująca półobrotnica, zastępująca rozjazdy na końcu stacji. Te trzy makiety zbudowane w tak zwanej formie prezentacyjnej zatrzymywały na dłużej wiele osób odwiedzających halę nr 3, pomimo tego, że nie można było na nich znaleźć żadnych spektakularnych budowli, czy ruchomych scenek rodzajowych. Emanował z nich spokój i… prawda. Publiczność wielokrotnie podkreślała realizm odtworzenia kolejowego krajobrazu, sposób prowadzenia ruchu kolejowego, a nade wszystko formę prezentacji, które były swoistymi spektaklami teatralnymi rozgrywającymi się na miniaturowych stacjach.
Z innych makiet, które zaprezentowano w tym roku należy wyróżnić model alpejskiej kolejki górskiej w bardzo rzadko spotykanej wielkości H0n3z, poruszającej się po torze z szyną zębatą, którą stworzyli i zaprezentowali modelarze z holenderskiej grupy Model4rail pod wodzą Digera Rossela. Ciekawe i ładne były także makiety znane już z innych wystaw i targów – jak choćby wąskotorowa stacja Jahnsbach autorstwa Jensa Petermanna, saksońska wąskotorówka Bernda Rügera, czy wielkoskalowa „królewska” jedynka. Warto odnotować także fakt, że wśród prezentowanych makiet pojawiła się wielkość H0m – nieczęsto widywana dotąd na lipskich targach.
Sporym zainteresowaniem cieszyły się stanowiska warsztatowe. Tam mistrzowie modelarstwa pokazywali co, jak i z czego można zbudować. Podpatrywać można było techniki stosowane przez znanego już chyba wszystkim polskim modelarzom kolejowym Wolfganga Stößera. W jaki sposób maluje się figurki ludzi pokazywał Andreas Schulte. Andreas Thiele budował kolejne ciekawe mini dioramy, zaś Dieter Frisch pracował nad budową kolejki torfowej. Jens Richter lutował „fototrawionki”, a także malował i waloryzował tabor. Nie sposób wymienić wszystkich zaproszonych modelarzy, którzy w ramach Gleis 27 starali się przybliżać widzom tajniki modelarstwa kolejowego.
W tej beczce miodu była jednak i łyżka dziegciu. Niestety – łyżka spora. Organizatorzy tegorocznych targów zaprosili do udziału w nich także kluby z wielkimi makietami modułowymi. Do tego, że wśród wystawców jest co roku organizacja pod nazwą AKTT z wielką i – nazwijmy to – mało modelarską makietą, już się właściwie przyzwyczailiśmy. Rzadko kto ją ogląda, a obsługa sprawia wrażenie, że publiczność jest dla nich nieistotnym szczegółem. W tym roku pojawiły się kolejne wielkie makiety modułowe – jedna w wielkości H0, druga w N. Czym się wyróżniały? Głównie tym, że były w znacznym stopniu niedokończone, nienaturalnie płaskie, z „tramwajowymi” łukami i bijącymi po oczach plastikiem budynkami i obiektami. Ruch miniaturowych pociągów odbywał się często w sposób zero-jedynkowy (jedzie-stoi), a towarzyszyły mu nagminne popychania taboru palcami, wykolejenia, rozerwania składów i temu podobne „atrakcje”. Oglądający to wszystko widzowie mogli czuć się trochę zawiedzeni, że tak wielką powierzchnię hali nr 3 przeznaczono nie na modele kolei, lecz na… dziecięce kolejki.
Być może przyczyną tego był fakt, że powierzchni tej nie zdołali zapełnić wystawcy komercyjni, czyli firmy i sklepy modelarskie. Oczywiście na lipskich targach nie zabrakło potentatów w tej branży – takich jak na przykład PIKO, Faller, Marklin, Auchagen, Brawa, Bemo, Fleischman-Roco. Byli także producenci małoseryjni. Jednakże osoby zainteresowane produktami fabrycznymi często powtarzały, że w tym roku wszystkiego było jakby mniej. Czy to prawda, czy tylko ich subiektywne odczucie – trudno ocenić, gdyż będąc wystawcą, a właściwie pomocnikiem wystawcy, większość czasu spędza się przy „swojej” makiecie.
Pomimo wszystko tegoroczne Modell-Hobby-Spiel należy uznać za targi udane. Z pewnością udane dla Grupy Modelarskiej PMM H0, której przedstawiciel – Sebastian Marszał – zaprezentował naprawdę piękną pracę, pokazał znakomicie prowadzony ruch pociągów według prawideł obowiązujących na prawdziwej kolei, zyskując uznanie wśród licznie odwiedzającej polskie stoisko publiczności w tym autentycznych fachowców z branży. Efektem tego była trwająca blisko pięć godzin sesja filmowa dla Eisenbahn Romantik oraz nieco krótsza – fotograficzna dla miesięcznika MIBA. Nieocenioną pomocą dla Sebastiana był dr Franz Rittig, który opowiadał w języku niemieckim, zarówno oglądającym jak i uczestnikom modelarskiej sofy, o Rusinowie – historii tej stacji i budowie modelu.
Mamy nadzieję, że ten kolejny sukces polskiego modelu sprawi, że za rok znów pojedziemy do Lipska z inną PMM-ową makietą.